Ten blog używa ciasteczek, bo jego właścicielka lubi słodycze 😉

poniedziałek, 29 lutego 2016

And the Oscar goes to...

Cieszę się z Leo- już za Gilberta powinien go dostać.
Pocieszający jest ten dla Spotlight.
Nie rozumiem za co Sam Smith- tak wyjęczanej piosenki do Bonda chyba jeszcze nie było.
Zupełnie nie rozumiem zachwytów nad Mad Maxem, ale ja zawsze miałam problem z superprodukcjami.
Żałuję, że nie dotarłam na Zjawę.

Chętnie obejrzę galę mimo, że boję się przyciężkawych tekstów Chrisa Rocka oraz Sachy Barona Cohena. Mam nadzieję, że nie wytną Pete Doctera, niektórzy rodzice moich uczniów muszą usłyszeć coś w tiwi, żeby do nich dotarło.

Wykopaliska w kraju naszem trwają nawet zimą.
Odkopują kolejne szafy.
Co to się porobiło?

niedziela, 28 lutego 2016

Siedem rzeczy...

Po powrocie z kina ja do Niego, z łazienki:
- Kochanie, czy ja mogę się przebrać w spodnie od dresu?
Iskry w jego oczach- bezcenne.

Nie dowiedziałam się niczego, czego bym nie wiedziała.
Chociaż...
Same/ sami sprawdźcie ;)

piątek, 26 lutego 2016

Zawsze znajdzie się bohater...

... który anonimowo spieprzy sprawę.

Dzieci są lustrami swoich rodziców.
Zupełnie niechcący znamy poglądy polityczne rodziców naszych uczniów zatem.
Ich stosunek do Żydów, gejów i komuchów, do obecnej władzy i do poprzedniej.

Na stole w klasie leży bloczek kartek.
Żeby zrobić  szybką notatkę, która nie powinna znaleźć się w zeszycie.
Krótkie info o zmianach godzin zajęć.
O zajęciach dodatkowych.
Zapisać litery, które padły w wisielcu.
Te kartki stały się miejscem wymiany poglądów na życie między Naszymi Dzieciakami.
Wszystko zaczęło się od Zośki, która wystosowała odezwę do reszty w sprawie szkoły muzycznej i strat moralnych, związanych z uczęszczaniem na zajęcia kształcenia słuchu.
Posypały się słowa pocieszenia od innych i ruszyła lawina swobodnej wymiany myśli:
"nie zdam z chemii", "pani od geo jest dziwna", "nienawidzę matmy i nie zdam", "nienawidzę matmy, ale zdam", "siema, siema, co tam, co tam?" itp.
W okolicach Bożego Narodzenia składali sobie życzenia, przed feriami życzyli sobie dobrego wypoczynku.
Tak długo, jak trzymali standard, nie wtrącałam się w te dialogi. Było to nawet sympatyczne.
Jednak ostatnio ktoś postanowił zepsuć zabawę.
Na całości tekstu, dużymi literami napisał "GÓWNO".

Zrobiło mi się niefajnie.
Ktoś spaprał ciekawie rozwijającą się korespondencję.
Gówno nie wnosiło nic do zabawy.

Wyrwałam wszystkie kartki z bloczka. Na ich miejscu pojawił się list ode mnie, że nie będziemy tolerowali takiego słownictwa i w związku z tym przerywamy zabawę. Do tego, ktoś, kto to zrobił, proszony jest o przyznanie się i przeprosiny. Ma na to tydzień.
W przypadku braku odwagi jednostki, zastosujemy odpowiedzialność zbiorową i odwołamy Wielką Bitwę, czyli to, co oni lubią najbardziej (dwie godziny gry w naszą autorską planszówkę z jedzeniem czipsów, lodów, batoników, piciem coli i innych okropności).

Teraz czekam.
Przede wszystkim na bohatera i jego przeprosiny, ale też na ukradkową falę hejtu w stylu "przyznaj się tchórzu, bo po dupie zbierzemy za ciebie wszyscy". Na to, w swojej uprzejmości, przymknę oko.
Bardzo jestem ciekawa, jak rozwinie się sytuacja.
Oni nas znają i wiedzą, że jak  coś obiecujemy, dotrzymujemy słowa, jak  obiecaliśmy, że nie będzie Bitwy, to jej nie będzie.
Chyba, że...
I... chyba wiem, kto jest miękką fają*... :)

Czy miękkimi fajami są też rodzice? Czy oni nauczyli swoje dziecko, jak uniknąć odpowiedzialności rozkładając ją na innych?

*miękka faja użyta absolutne świadomie, oraz wrednie, wiem :)

wtorek, 23 lutego 2016

Zawroty i migoty

Na dworze stany dziwne.
W głowie szumy i zawroty.
A pracować trzeba.
Kreuję atmosferę zrelaksowaną, bo jak ja mam migoty, zakładam, że oni też... i mam rację.
Jest wesoło, mimo, że pracowicie.
'Mój jest ten kawałek podłogi' gra w tle.
Szykują się Olimpusy i Foxy.
Wywieszają się listy maturalne.
Kiełkuje wiosenny zgiełk.
I tego będę się trzymała.
Z premedytacją milczę na temat naszej rzeczywistości.
To co myślę i czuję spisane na kartach bloga sprawiłoby, że nocą załomotaliby mi do domu, albo zablokowali bloga.
Na szczęście mam tyle pracy, że wracam po wszystkich wiadomościach, a kanały z niusami omijam szerokim kołem.
Staff, jak mantra mi się tłucze po głowie.
'Będziemy mieszkać w swoim własnym domu...'
Tyle razy ratował już nadzieję, przed śmiercią, może i teraz uratuje?

P.S.
Nie pytajcie, co dzieje się z czcionką na blogu. Odbiło jej nie nie mogę się z francą porozumieć. Przepraszam. Nie wiem, czy widać już wszystko dobrze, Mam nadzieję, że tak.

czwartek, 18 lutego 2016

Wielki Motywator

Bawi mnie, kiedy wchodzę i czytam różnych ludzi, a oni uzurpują sobie prawo.
Bo im wyszło.
To, że coś zadziałało dla ciebie, nie znaczy, że zadziała dla mnie- mam zwykle chęć napisać.
Nie piszę jednak.
Odchodzę robić swoje.
Bo wielki motywator nie ględzi, wielki motywator działa i w ten sposób pociąga za sobą innych.
Skąd to wiem?
Otarłam się o Takiego.
Kiedyś.
Dawno temu.
Dzięki Niemu jestem tu, gdzie jestem, taka, jaka jestem.
Nie jest źle.
Tak myślę.
On pokazywał, gdzie patrzeć, nigdy nie mówił, co zobaczyć.
Mówił tylko 'jeżeli coś jest warte, żeby o to zawalczyć, znajdziesz sposób, jeżeli nie, znajdziesz wymówkę'.
Zostawiał Cię z tym zdaniem i odchodził.
Pozwolił wybrać.

Jako motywator jestem do dyspozycji moich uczniów, a oni, ku mojej satysfakcji, przychodzą nie tylko po wiedzę o języku.
Jeszcze nie napiszę wielki, ale satysfakcja rośnie.

... czego i Wam życzę w każdej dziedzinie, której dotkniecie.
Albo chociaż w jednej ;)

niedziela, 14 lutego 2016

Dzień świra

Święty Walenty jest patronem chorych psychicznie, nerwowo i epileptyków.
Radujmyż się, gdyż walnięci jesteśmy wszyscy, tyle że różnimy się stopniem upośledzenia.
I nie piszcie mi, że tak nie jest.

Wszystkiego słodkiego.


A ja pędzę na tę kolację.
Fotorelacji nie bedzie.
Smacznego.

czwartek, 11 lutego 2016

Surprise, surprise...

Między Tedowym  Krakowem, Warszawą i Gdynią próbujemy normalnie żyć.
Tak normalnie, jak tylko można.
Przez tak szaleńcze tempo ktoś lub coś musi ucierpieć.
Te wyjazdy są jednak na tyle ważne, że jesteśmy w stanie zaakceptować wszelkie chwilowe niedogodności.
Jak bomba do domu wpadła Młoda.
Trzeba zrobić całe mnóstwo rzeczy.
Kupić kilka nowych ciuchów.
Przeorganizować odżywianie.
Zrobić nowe okulary.
Odpocząć.
Aż tu nagle...

Mamy zaszczyt zaprosić Panią/ Pannę (tu imiona i nazwisko) na romantyczną, walentynkową kolację w restauracji (tu jakieś dziwne znaczki i pięć gwiazdek) w dniu 14 lutego o godzinie 19:00- wszystko to w trzech językach. Martwię się, bo jednego z nich nie znam, może w nim właśnie obwieszczają mi, że potem będę musiała odrobić posiłek na zmywaku.

Nie myślałam, że mamy tyle czasu, że możemy przestać pędzić.
Ted się tylko śmieje...
Tak, zaskoczył mnie.
Bardzo.


niedziela, 7 lutego 2016

Bezrefleksyjni?

- Mamo, ten semestr tak nas wykończył, że każdy podupadł na zdrowiu- powiedziała ostatnio Młoda- i posypały się informacje, ten cierpi na zapalenie tego, tamta tamtego, ten ma depresję, tamta ataki paniki...- szczerze mówiąc dziwię się, że ja jestem jedynie wyczerpana.
- Ktoś oprócz ciebie się uchował?- pytam zdziwiona, że Młoda jeszcze nie padła na zapalenie oskrzeli, bo tak kiedyś reagowała na stres.
- Mateusz- słyszę natychmiastowa odpowiedź- on jest jakimś fenomenem, wiesz? Jest poukładany, że aż strach. Przed szkołą siłownia, squash, wieczorem basen. O 9:00 smoothie, potem lekka zupa, wszystko na czas, z zegarkiem. Nie ma opcji, żeby się z czymś spóźnił, gdzieś zawalił, trzeba zapierniczać, to on zapiernicza. Nie chcę go oceniać, ale wygląda na to, że bez refleksji jest łatwiej.

Czy bez refleksji?
Ja też ostatnio działam jak automat.
Dzień dobry. Śniadanie, zakupy, przygotowanie obiadu. Praca, przerwa na obiad, praca c.d. Kolacja. Trening. Powrót Teda. Dobranoc.

Czy w tak ułożonym dniu jest czas na refleksję?

Tak, tyle, że nie ma czasu na pierdoły:
Na jęczenie, że ciężko i źle.
Że ktoś ma mnie w dupie.
Jak to będzie, jak nowa miotła zamiecie wszystko.

Jest czas na marzenia, jak to będzie, jak zwolnię.
Jak będzie pięknie i co fajnego zrobię w sobotę.
Jakie zioła i kwiaty posadzę wiosną.
Kiedy i dokąd pojedziemy razem na urlop.

Nie mam czasu na dzierganie chust i szali.
Nikt w tym sezonie nie dostał ode mnie nic własnoręcznego.
Nie mam czasu na pisanie i odpowiadanie na komentarze, co pozbawia tlenu mojego bloga.
Mam jednak chwilę na odkrywanie nieodkrytego.
Potrafię takie rzeczy, o jakie się nie podejrzewałam.
Może nawet o tym kiedyś napiszę.
Działa to na korzyść moją i mojej rodziny.
Nawet Ted, ku mojemu zaskoczeniu, podchwycił tę grę.

Refleksja w takim kieracie przychodzi w międzyczasie.
Muszę być dla siebie dobra, jeżeli mam tak jeszcze chwilę pociągnąć.
Muszę zdrowo się odżywiać i uprawiać sport.
Muszę się wysypiać.
Muszę nauczyć się inaczej odpoczywać.

I tak oto refleksja dotyczy tylko mnie.
Ale to dobra refleksja.
Kiedyś na starym blogu miałam w ramce taki cytat: 'zanim otoczę się murem, muszę zdecydować, co zostawiam wewnątrz, a od czego się odgradzam'.

Mateusz nie jest bezrefleksyjny.
On zdecydował.
Ja też.


czwartek, 4 lutego 2016

Pączki? To nie dla mnie czyli jak przeżyć tłusty czwartek i nie oszaleć

- Nie zjesz pączka- postanowiło moje rozsądne ja- przecież to 300 kalorii!
- Ale dlaczego nie?- zbuntowało się to permanentnie zbuntowane- przecież zwykle jesteś grzeczna i odżywiasz się rozsądnie. Raz nie zawsze...
- Bo to głupie? Bo nie jadasz cukru? Bo nie jest ci do niczego potrzebny?- ględziła panna rozsądna.
- Ale cukier jest smaczny, słodki i dlaczego nie?- czepiała się czepialska.- No i tradycja jest taka, że mus.

- Cisza!!!

Głosy w mojej głowie?
Kurcze, myślałam, że wraz z kilogramami, pozbyłam się ich już jakiś czas temu.
Wróciły przy okazji pączka?


Trzeba nakarmić jedną i drugą pannę bo się pozabijają, a wtedy nie wiadomo co będzie ze mną.
I tak powstały pączki rozsądne, bo dlaczego nie?
Pączki jednak prawdziwe też muszą być, gdyż czwartek musi być tłusty.






Oraz raz się żyje, więc dlaczego ma nie być smacznie?
Czego i Wam życzę.




wtorek, 2 lutego 2016

Co to kur... jest?

Za oknem pięćset w jakiejś dziwnej skali i okna meniskiem wklęsłym wbijają się do domu.
W zatokach taki ucisk, że bolą mnie uszy.
Oczy podkrążone, jak po dwudniowej libacji.
I tak oto odpoczywam...

Jak tak dalej pójdzie, zupełnie nie zauważę, że były jakieś ferie.

Jestem zmęczona zmęczeniem, tym poprzednim i tym obecnym, bolesnym.
Mogę znieść wiele, ale nie ból ucha.

Czy ktoś to kuźwa może zatrzymać?

Nie miałam planów na wolne dni.
Miało być leniwie.
Czytająco.
Muzycznie.
Smacznie.
A tymczasem jest do dupy... czego i Wam nie życzę.