Ten blog używa ciasteczek, bo jego właścicielka lubi słodycze 😉

środa, 28 listopada 2012

Kiss

Pocałunek może być przyjacielski.
(cmok) - Witam cię Krzysiu.
Albo namiętny.
(cmoook) - Wrrrr, wejdź, mąż będzie dopiero wieczorem.
Głupi.
(cmok, cmok w powietrzu w okolicach  uszu) - Czeeeeść dziewczynki, to gdzie idziemy na zakupy czy na kawkę?
Współczujący.
(cmok) - Wiesz, że jestem, daj znać, jak będziesz czegoś potrzebował.
Elegancki.
(cmok w dloń, koniecznie z Ł przedniojęzykowym) - Calujerąszki pannie Basieńce.
Wredny.
(ssssmok zasysający w szyję) - Niech ta twoja zołza wie, że ktoś cię kocha!
                                               - Oszalałaś!? To jest matka moich dzieci!!!
Na myśliwego.
(mlask w uszko) - Przepraszam, chciałem tylko polizać.
Może być przyzwoleniem.
- Tu mnie możesz pocałować. ( tu jest miejscem wskazanym przez mówiącego i może być dowolne).
Litościwy.
(cmok) - Cześć Marysiu, co tam u ciebie? (Maria płonie)
Podejrzany.
(cmok) - Dreamu, w dniu twojego święta, życzę ci wszystkiego najlepszego.
             - Dziękuję mamusiu.

Oraz nasz.
... - Chodź tu wariatko...

Dzisiaj jest święto buziaka, wiecie o tym?
Gdzieś w przelocie usłyszałam, że z tej okazji mus się całować tak, jak w Tłusty Czwartek zjeść pączka.
Do dzieła Rodacy!!!

Ja zaczynam: CMOK muzyczny dla Was wszystkich oraz miłego całowania w realu.

P.S.
Wpadła Młoda, posłuchała Prince'a i poprosiła:
- Wyłącz to, bo mnie boli jego wokal. Zapodaj TO. Kawałek o całowaniu musi być słodki. No to słodzimy dla tych, co jak Młoda zdzierżyli do końca jedynie z grzeczności.

poniedziałek, 26 listopada 2012

Rodzinka zestresowana

Teściowa nam się wczoraj wbiła na kawę.
Wbiła się gdyż nie miała wyboru (sama dobrowolnie by nie przyszła) i przyciągnęła swoją siostrę ale to akurat było miłe.
Wizytę mamusi Ted postanowił odreagować obejrzeniem TV.
Włączył jakiś film, mało ambitny, gdyż odreagowywał.
Film przerwały rekalamy, a jedną z nich była rekalma telefonii komórkowej, na której to (reklamie, a nie telefonii) łażą sobie po ekranie golasy.
- Nie podoba mi się ta reklama... jest niesmaczna- stwierdził.
- Mnie też nie- odpowiedziałam- jestem już stara i pruderyjna.
- A jakiego prudru używasz- dociekał Ted.
- Transparentnego i rzadko- ja mu na to.
- A to jesteś tylko stara...

I jak tu Go nie kochać ;o)))
A Akular twierdzi, że On jest gentlemanem ;o)))

niedziela, 25 listopada 2012

Niedzielnie tak...

Za oknem szaro, a w domu cisza...
Niedzielny poranek.
W tle radio... już tam wszyscy wią, że jazz ze Szwajcarii ;o)
Ogólnie niejesieńniezima, a mnie się chce...
Dziwne.
Mam nastrój do działania i do uśmiechu.
Nagrodę se dostałam.
Nie, nie kolejną wirtualną.
Prawdziwą.
Chyba z gatunku tych najbardziej wartościowych, gdyż zrobioną ręcznie.
I kwiata.
Jednego.
Jak w opowieściach z psychiatryka.
I mimo, że powinnam się spodziewać, jednak mnie zaskoczył.
I ten Ktoś przyczepiony do kwiata...
Oczy uśmiechnięte jak zawsze i mimo wszystko.
I wytrzymuje moje ups and downs (wzloty i upadki- to dla tych, co mnie 'opieprzyli', że nie kumią, a że Ich lubię, czuję się w obowiązku... żeby poprawić komfort czytania).
I nasze dziecko znowu tworzy.
Power ma taki zupełnie niejesienny.
I dzisiaj jest taki fajny dzień.
Nie spieprzy mi go nawet wymuszona na mnie kawa i ciasto 'bo my nie chcemy robić kłopotu, wpadniemy tylko na chwilę'.
I muzę sobie zagram, bo gdyż dzisiaj mogę.
A w zasadzie trochę Jemu.
Voila ( albo włala, jak wolicie ;o):
Muzo graj!

środa, 21 listopada 2012

Światowy Dzień Życzliwości i Pozdrowień

Życzliwie dzisiaj pozdrawia się ludzkość.
To i ja się dołączę.
Pozdrawiam panią matematyczkę Młodej, przez którą Młoda miała dzisiaj koszmary (matura próbna z matmy zaczęła się dzisiaj o 9:00), a która tłumaczy tylko do chwili, aż zrozumieją najlepsi, potem zaś wyrywa do odpowiedzi najsłabszych. Przez panią od 2 lat becaluję za korki, podobnie jak 90% rodziców z klasy. Mam nadzieję, że pani się z tym dobrze czuje i śpi w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku.
Tyle szpilek, a teraz już sympatycznie.

Kochani, tym z Was, którzy walczą i tym którzy nie muszą.
Tym, którzy już się poddali i tym, którzy nigdy nie zamierzają.
Tym , którzy mają łzy w oczach i tym, co mają wszystko w dupie.
Tym którzy mają mądrego szefa i tym, co głupiego oraz tym, co go nie mają, gdyż sami są, albo zwyczajnie marzą, żeby mieć jakiegokolwiek.
Tym, u których leje i tym, u których świeci.
Tym, którzy dziergają kartki i tym, którzy nie mają pojęcia, że mogą, przekazuję najserdeczniejsze pozdrowienia oraz (tu podkręcamy głośniki i, za panem L. powtarzamy tekst: 'dobrze mi, ach, jak dobrze mi' ;o) muzę energetyczną bardzo, bo jesień i mgła i do bani.

P.S.
Dla tych, którzy lubią ostrzej albo nie lubią poprzedniej, muza jest TU

Buziaki :o)

niedziela, 18 listopada 2012

Idę dziergać...


Niedzielny poranek to taki lazy time ( leniwy czas- przypisek dla Tych Co Nie Kumają ;o).
Szklaneczka wody z cytryną i miodem, radio Swiss Jazz w tle i zasiadam nadrabiać zaległości, poczytać co u Was.
No i dupa Moi Mili, gdyż wlazłam na bloga Miśki i przepadłam bo tam...





z linkiem do strony Wariatek z Pasją.
Sie wzruszyłam, to po pierwsze, ale i postanowiłam...
Wywalam Młodą z wyrka i idziemy dziergać.
Koszyczki na pierdółki, kolczyczki z deco i karteczki z brodą. choineczki z wikliny papierowej i inne gówienka.
Jeżeli to ma sprawić, że Komuś będzie lepiej to ja...
idę dziergać, kuźwa!

Oraz przepraszam tych, do których, przez Miśkę, nie dotarłam.
Dotrę... kiedyś ;o)

czwartek, 15 listopada 2012

Interview part II czyli Opowieści z Psychiatryka część 3

Kolejny gabinet. Ten nie wyglądał jak izolatka dla czubów. Był pastelowy, przytulny, nic w nim nie krzyczało, nie wdzierało się nachalnie do środka...
Za biurkiem młoda kobieta. Wstała, kiedy wprowadziła ją pielęgniarka.
Oho! Jest dobrze.
Podeszła i wyciągnęła do niej dłoń.
Zbaraniała przyglądała się wyciągniętej dłoni i dopiero po chwili dotarło do niej, że chyba nie zrozumiała zwykłego, ludzkiego gestu.
- Rozalia Górecka- Piechota- powiedziało to coś umocowane do dłoni.
O kurwa, starzy cię chyba nie lubili od wejścia... od wyjścia znaczy.
- Wiem, co pani sobie myśli, że rodzice mnie nie lubili, każdy tak myśli. Nic nie szkodzi.- uśmiechnęła się, jak człowiek, do człowieka.
- To nie tak- odpowiedziała- tylko pani imię jest takie... niedzisiejsze.
- Proszę się nie przejmować, ja chyba też nie jestem, pasujemy do siebie. Przejdźmy jednak do powodu naszego spotkania. Profesor Świrski skierował panią do mnie na dodatkowe badania. Pani pewnie ich nie chce, ja też potraktuję je rutynowo, zróbmy więc wspólnie coś, żeby poszło gładko.
Nie, kurwa! Nie rutynowo! Wyglądasz mi na człowieka, możesz ze mną gadać do nocy. Tam w sali mam tylko empetrójkę i sąsiadkę, na łóżku obok. Ta to jest dopiero pierdolnięta. Co ją wsadzą na wyrko, złazi, siada w kącie i kiwając się na boki nuci jakąś dziwną melodię.
- Odpowie pani na kilka pytań, a raczej dokończy pani zdania pierwszą myślą, która przyjdzie pani do głowy. Jeżeli jest pani gotowa, możemy zaczynać.
Sama była ciekawa tych pytań. Wyglądało na to, że będzie to pierwsze badanie, które nie będzie kolejnym praniem mózgu.
- Jestem gotowa.
- Bardzo dobrze- ton głosu Rozalii nie zdradzał napięcia, ani znużenia. Miała spokojną miłą twarz i jako druga, obok Maćka, nie traktowała jej, jak debila- Nadejdzie taki dzień, że...
Że mnie wypuszczą, a ja zniknę i nikt mnie nie znajdzie.
- ...że już nic nie będę musiała. Wszystko, co zrobię będzie wynikało z mojej chęci lub wewnętrznej potrzeby.
Oczy Rozalii rozbłysły, jak gwiazdy, chociaż twarz nie drgnęła w żadnym grymasie.
- Gdyby z nieba spadło mi 3000 złotych...
Ja pierdolę,  czemu tam mało?!?!
- ...wcisnęłabym je w gardło jednej pani z pewnego banku, żeby już nie dzwoniła z informacją handlową o zadłużeniu na kredycie hipotecznym.
Znowu ten błysk w oku?
- Najcenniejszą moją pamiątką jest...
Te o których marzę są dla mnie nieosiągalne, nie to nazwisko...
- ... moimi pamiątkami są wspomnienia. Ludzi, wydarzeń, emocji. Tych, nikt mi nie odbierze.
- Są filmy, których się nie zapomina. Dla mnie to... - głos Rozalii zrobił się miękki, jakby tonem zachęcała ją do kolejnych odpowiedzi, jakby akceptowała te poprzednie.
- Nie potrafię wybrać jednego- zaczęła i nagle przypomniał jej się 'Gwiezdny Pył' Kondratiuka- chociaż może jeden taki najważniejszy jest. Jest o szczęściu i prostocie. Oglądałam go dawno temu, ale pamiętam, że skojarzył mi się z piosenką, która śpiewała mi babcia, gdy byłam jeszcze mała. 'Był sobie dziad i baba...
- ...bardzo starzy oboje'- dokończyła Rozalia i obdarowała ją uśmiechem, jak słońce.
O matko, czy ja to wszystko powiedziałam głośno???
- Taki niby drobiazg, a mnie cieszy. Dla mnie to...
- ... jedna róża- odpowiedziała bez zastanowienia.
To zajebiste, że ktoś tak bardzo mnie lubi, że daje mi coś tak niepraktycznego, tylko po to, żeby wywołać uśmiech na mojej twarzy.Nie mówić głośno. Nie powiedzieć tego głośno!
- Pieniądze szczęścia nie dają, ale...
Kurwa, spróbuj bez nich.
- ... powtarzając za Lecem 'każdy chce się o tym przekonać osobiście'.
Rozalia parsknęła śmiechem.
- Nie znałam tego- skomentowała- dobre, prawdziwe. Rozśmiesza mnie do łez...
Moje myśli mnie rozśmieszają, komentarze, które nasuwają się same i na które świat nie jest gotowy.
- Ostatnio jeden dowcip mnie śmieszy, ale chyba nie chce pani doktor, żebym opowiadała pani dowcipy?
- Dlaczego nie, bardzo proszę...
- Naprawdę?
- Tak, proszę.
No tego jeszcze nie było, żebym shrinkowi dowcipy opowiadała, ale niech tam...
- Idzie piękna dziewczyna ulicą i słyszy:
Zajebala... E! Zajebala
Izabela, debilu!!!
Oczy Rozalii urosły, a potem wybuchła śmiechem, tak szczerym, tak radosnym, że ona sama ponownie ubawiona grą słów dołączyła do salwy. Chwilę zajęło obu, żeby przypomnieć sobie jakie łączą je relacje.
- Cudny- pochwaliła Rozalia.
- Dziękuję- odpowiedziała zaskoczona.
To spotkanie przerosło moje najśmielsze oczekiwania. Poproszę o sesje tylko z Rozalią.
- Przyjaciel to...
- Znowu muszę pojechać klasykiem... 'ktoś, kto wie o tobie wszystko, a mimo to cię lubi'.
Rozalia uniosła głowę znad notatnika.
- Według tej definicji chyba nie mam przyjaciół.
- Ja chyba też nie.
Chociaż może...on się chyba nie liczy, a z drugiej strony to chyba dobrze mieć faceta i najlepszego przyjaciela w jednym. A może to nienormalne jest?
- Jest posiłek i bywa uczta. Dla mnie to...
Ja gotuję, on wybiera wino, do stołu zapraszamy tych, których kochamy, lubimy, chcemy mieć blisko.
- Kaczka faszerowana i surówka z czerwonej kapusty, koniecznie według przepisu mojej teściowej.
- Ziemniaczki, czy kluski śląskie?- zainteresowała się Rozalia.
- Kasza... gryczana. Ta kaczka faszerowana jest kaszą.
- O! - Rozi wydała się zaskoczona. Otacza nas mnóstwo sprzętów gadżetów. nie wyobrażam sobie życia bez...
... muzyki.
- Chyba bez komputera...
- Ostatnie już pytanie: Jutro będzie nowy dzień i niech mi przyniesie...
Jeden mały akt łaski.
- ... spokój, dla mnie i dla tych, których kocham.
- Dziękuję, to wszystko.
No i co tam? Jakie wnioski? Pierdolnięta na maksa, czy tylko trochę?
- Na pożegnanie, gdyż zapewne już się nie zobaczymy, chciałabym pani powiedzieć, że gdyby kiedyś zastanawiała się pani, czy to pani oszalała, czy świat zwariował, zawsze proszę obstawiać tę druga opcję.
Rozalia pozbierała notatki, wyłączyła dyktafon, obeszła biurko i zrobiła coś, czego chyba nawet ona sama się nie spodziewała. Przytuliła ją i bez słowa wyszła.
Ok, czubku, lecz się sam, znaczy...

____________________________________________________

Niniejszym zakończyliśmy zabwę pod tytułem 'ja cię zapytam, a ty odpowiesz'.
Nie dam się więcej wciągnąć, chociaż 'Notatki Z Psychiatryka' były fajną wprawką ;o)

wtorek, 13 listopada 2012

Interview czyli Opowieści z Psychiatryka część 2

Siedzenie twarzą do okna, przez które wpadały tak jasne promienie słońca, że aż bolała ją głowa, męczyło, ale bała się ruszyć. Pierwsza próba wstania i zmiany pozycji skończyła się tym, że z rogu pokoju usłyszała tylko krótkie:
- Proszę usiąść.
Nie będzie już próbowała, zamknie oczy. Tak po prostu.
- Zaraz przyjdzie pani doktor, proszę odpowiadać na pytania, to szybko skończy.- usłyszała po chwili ten sam glos.
- OK- wyszeptała zmęczona. Brak odpowiedzi zostałby zanotowany, jako brak współpracy.
Do pomieszczenia, z rozwianą grzywką, wpadła pani doktor w różowym kitelku.
- Dzien dobry Panie Macieju- wyszczebiotała składając buźkę w dziubek, machając przy tym wdzięcznie rzęskami.
- ...obry pani doktor- rzucił z rogu zmęczonym głosem pan Maciej.
Przestań go tak ostentacyjnie rwać. Facet pracuje na dwóch etatach. Nie dosypia i ma cię w dupie, kretynko.
- Co my tu mamy?- trajkotała radośnie.
- Kogo... - szepnęła.
- Słucham?- nie dość, że głupia, to jeszcze głucha.
- Kogo tu mamy, nie co, pani doktor- powtórzyła już głośniej. Z rogu pokoju dobiegł ją cichy śmiech Maćka.
- Proszę się uspokoić, bo o pomoc poproszę pielęgniarza- wycedziła idiotka i powłóczystym spojrzeniem obdarowała siedzącego w kącie.
- Nie ma potrzeby, pani doktor, pacjentka jest spokojna- w rogu pokoju miała jednak sprzymierzeńca.
- Tylko kilka pytań i będziesz mogła wrócić do sali.
- Nie przypominam sobie, żebym z tobą piła- odcięła się natychmiast.
- Słucham?!- znowu ta durna, zdziwiona twarz.
- Nie jesteśmy na 'ty', pani doktor- zasugerowała już bardziej uprzejmie i znowu usłyszała śmiech z rogu pokoju.
Widzę, że będzie zabawnie.
- Pytanie pierwsze- zaczęła kretynka- Jaki jest twój, o przepraszam, pani ulubiony film i książka?
Jak ci powiem kurwo, że pasjami czytam Pratchetta, powiesz, że uciekam w nierealną rzeczywistość.
- Lubię Kalicińską, jej sielskie obrazy uspokajają mnie.
- A Film?
'Czekolada', debilko, ale pewnie pomyślisz, że to napój, a mnie znowu odpierdala.
- Lubię stare filmy, najlepiej muzyczne. Muzyka mnie uspakaja.
- Ulubiony deser?
Tiramisu, ale tylko takie, które zrobię sama. Polacy to cepy, używają bitej śmietany zamiast mascarpone, niech sami to żrą.
- Nie lubię słodyczy, moim ulubionym deserem jest gorzka kawa z mlekiem.
- Ulubiona forma relaxu?
Nie powiem ci idiotko, że lubię chodzić po górach, bo powiesz, że uciekam od rzeczywistości.
- Lubię czytać, czytanie mnie uspakaja.
- Trzy najgorsze wady facetów?
Nie wiem z jakimi facetemi się spotykasz, ten mój nie ma najgorszych wad, torbo. Reszta facetów mnie nie interesuje.
- Szowinizm, prostactwo, brak dystansu do siebie.
- Czy lubisz... lubi pani niespodzianki?
Tak, jeżeli chcesz mi obwieścić, że wychodzę.
- Nie, boję się czegoś nad czym nie panuję.
- Gdyby mogła pani urodzić się jeszcze raz, co chciałaby pani zmienić?
Zamienić cię miejscem z Maćkiem, on jest pewnie ciekawszym rozmówcą.
- Nic, jest mi dobrze tak, jak jest teraz.
- Marzenia do spełnienia na już?
Przefasonować ci twój głupi pysk i popatrzeć, jak się ślicznie dziwisz.
- Wyjść do domu w dobrym zdrowiu.
- Lubi pani święta, jeżeli tak to jakie.
Pachnące. Goździkami, cynamonem... miłością, ale ty tego nie zrozumiesz, gdyż one nie pachną różową gumą do żucia.
- Każde, lubię być w domu z rodziną.
- Czy łatwo panią zdenerwować?
Ależ skąd, kurwa, jestem oazą spokoju!
- Nie, od czasu rozpoczęcia terapii mój stan się znacznie porawił.
- Z jakim typem ludzi nie mogłaby pani wytrzymać w jednym pomieszczeniu godziny?
Kurwa! Maciek, wychodzimy!
- Z każdym można wytrzymać godzinę, to kwestia motywacji i nastawienia.
- Czego się pani boi?
Boję się tego, co tam naskrobałaś w swoim pierdolonym, różowym notatniczku.
- Niczego, po lekach nie mam żadnych lęków.
- To chyba wszystko... - pani doktor wyszczebiotała zarzucając grzyweczką nad różowym notatniczkiem.
- Słucham? - zapytała.
- Dziękuję, to wszystko,- o już lepiej, torbo- panie Marcinie proszę ją odprowadzić.
- Macieju!- powiedzieli razem i dalej już tylko Maciek... do niej, nie patrząc na panią doktor- pani pozwoli, że ją odprowadzę do sali.
- Dziękuję- wyszeptała.

Kiedy tak szli długim, szarym korytarzem pan pielęgniarz Maciek zapytał:
- Mogę zadać pani jeszcze jedno pytanie.
- Tak... proszę- odpowiedziała lekko zbita z tropu.
- Jaką lubi pani muzykę?
- Jazz, najbardziej lubię jazz- odpowiedziała bez zastanowienia.
Wchodząc do sali poczuła, jak wrzuca jej coś do kieszeni szlafroka.
- Trzeci folder, odbiorę po pracy, albo... jutro.

_____________________________________________________

I tak oto dotrzymałam słowa, prawda Ewuś? ;o)))
I jeszcze wisienka na ten torcik Posłuchajcież ;o)


 

niedziela, 11 listopada 2012

Enlightenment czyli Opowieści z Psychiatryka część 1

O jakiegoś czasu rzeczywistość przypominała starą szmatę, była szara, niedoprana, śmierdziała...
Po kolejnej dawce prochów bez której nie łapała pionu, zasiadła do kompa.
- Kurwa- zaklęła szpetnie- tyle muszę zrobić- i kliknęła w pierwszy z brzegu adres bloga - robota, nie zając, nie spierdoli w podskokach, albo... niech spierdala- usprawiedliwiła się jeszcze tylko przed sobą i zanurzyła się w cudzą rzeczywistość.
Tak lubiła. Nie myśleć. Nie rozdrapywać. Nie istnieć.
Pierwszy blog był radosny, mienił się barwami pewnego mostu. Och, jak tam było inaczej, niż w jej szarym życiu.
- O, znowu ktoś rozdaje nagrody- mruknęła do siebie czytając.Jeden, szczęściarz, drugi... - Że też mnie, kurwa, nikt nic nie da za darmo- warknęła drapiąc się po, od niewiadomo kiedy niemytej, głowie.
I nagle w jej serce wstąpiła cała gama dawno nie odczuwanych emocji. Radość, Ekscytacja. Napięcie. Takich pozytywnych, z gatunku tych odczuwanych w dzieciństwie, w okolicach 6 grudnia.
- Ja pierdolę, kurwamać! Jestem zajebista! Ktoś uważa, że jestem zajebista!!!- to już była euforia- Czy ja dzisiaj brałam leki?- potok myśli ruszył szturmem przez jej biedną głowę- O, wcale nie jestem zajebista. Zajebiści są ci przede mną, ci po mnie. Ja tu jestem chyba tylko przez przypadek.- przyszło opamiętanie zaraz po tym, jak przypomniała sobie, że jednak brała leki i o odchyłach nie może być mowy.
Pogodzona z losem karnie wykonała polecenia wypisane w podpunktach. Skopiowała wyróżnienie, zapisała na pulpicie, podziękowała w kilku słowach i zamknęła stronę.
Wróciła do siebie i wklejając pin pomyślała, że tu już nie ma tych, co przed nią i po niej. Tu nadal jest zajebista, tak popierdolona, że jedyna w swoim rodzaju.
Odpowiedzialność przebijająca się resztkami sił przez jej popapranie i tony działających w jej organiźmie prochów nakazała jej dopełnić dzieła.
Wkleiła pin, króry dostała od Mojej Ameryki.

 

Zacytowała nawet podziękowanie, jakie zostawiła u Niej na blogu:

Dziękuję Tobie, mojej matce chrzestnej Wróżce Bim, moim wychowawcom z St. Kook's Institute for Mentally Disabled oraz... matce Whitney Huston oczywiście. Pokładanej w mojej skoromnej osobie nadziei, że nagrody nie zmarnuję, postaram się nie zawieść. Tak mi dopomóżcie wszystkie świry świata. Amen ;o)))


Z drżącymi palcami przystąpiła do realizacji kolejnego podpunktu. 'wyróżnij siedmiu blogerów'.
Palce zacisnęły się w pięści.
- O nie! - wrzasnęła do monitora -Tylko ja jestem zajebista! Nie odbierzecie mi tego! To jest tylko moje!!! Moje!!! Moooojeeee!!!

Pan pielęgniarz podszedł i spokojnym tonem powiedział:
- Uspokój się bo ci zejebię, potem nie dostaniesz żreć do wieczora i upierdolę ci kompa na miesiąc.
- Przepraszam- wyszeptała i zanim zabrał ją do jej sali wcisnęla tylko 'enter'.

__________________________________
P.S.
Przepraszam za tę grafomanię. Znacie moje podejście do kontynuacji łańcuszków. Sorki Ameryko, przekora to trzecie imię Dreamu :o)))
Bawcie się dobrze. Muza dla Wsjech ;o)